22 lutego 2010

Tylko jeden (2001)


Tylko jeden

(2001) reż. James Wong
Obejrzałem niedawno i to nie po raz pierwszy, by przypomnieć sobie czasy, w których James Wong kręcił jeszcze dobre kino akcji. Mamy tutaj dwie gwiazdy - Jeta Li i Jasona Stathama. O ile Jet Li radzi sobie w scenach walki i średnio wypada w scenach, gdzie trzeba coś odegrać (odnoszę wrażenie, że głównie z powodu bariery językowej, lepiej mu szło w filmach, gdzie grał w rodzimym języku), o tyle Statham scen walki praktycznie nie ma i przez cały czas biega z dziwnie wykrzywioną miną. Gry w tym niewiele. Jeżeli ktoś nie wie czy ma ochotę obejrzeć ten film, mam dobrą radę - obejrzeć pierwszą scenę akcji. Jak się nie spodoba - ciężko będzie docenić całość. Za to ja mam ogromny problem przy ocenie tego filmu. Gdy ma się ochotę na dobre kino akcji przy akompaniamencie dobrej muzyki, można się zagalopować i dać mu siedem. Tak też miałem uczynić, bo czułem klimacik, szybka jak u Woltera narracja, główny wątek jako przyjemny pretekst do pokazania ładnego łubudubu, idealnie dopasowana muzyka, która silnie podkręca wrażenia. Po spojrzeniu "na chłodno" film ukazuje wiele wad. Niektóre sceny nie tyle inspirowane Matrixem, co wręcz z niego zerżnięte. Miejscami wyraźnie widać efekty komputerowe (szczególnie razi scena z motorami). Choreografia walk nie błyszczy inwencją. Pozwolę sobie na odrobinę nietolerancji i podsumuję następująco: dla niezbyt wymagających facetów-wielbicieli kina akcji: 7/10 ; dla facetów zdystansowanych do takiego kina - 5+/10 ; dla kobiet najprawdopodobniej 4/10.
A ja wciąż nie mogę uwierzyć, że po takich filmach, jak "Oszukać przeznaczenie" i "Tylko jeden" Wong nakręcił tak żenującego "Dragonball: Ewolucja"...

6-/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz