17 lutego 2012

Mass Effect 2

Mass Effect 2
platforma: PlayStation 3
etap: Jedno całkowite przejście gry + większość questów pobocznych


Wstęp

Zadziwiające, że przy dzisiejszych częstokroć wygórowanych cenach sklepowych gier równie drogi Empik potrafi czasami zaskoczyć. Mass Effect 2 długo trzymał się na poziomie 200 zł, niedawno zszedł od razu do około 70zł w pakiecie z dodatkowymi misjami. W podobnej cenie można kupić nowy egzemplarz na Allegro, więc po co czekać i ryzykować zagubienie przesyłki, skoro można mieć w tej samej cenie od ręki. Szkoda tylko, że książeczka praktycznie nie istnieje – w opakowaniu oprócz płyty jest tylko kod do darmowego ściągnięcia misji DLC i mała czarno-biała książeczka, która w niczym nie przypomina standardowej książeczki do gry PS3.

Ponieważ pierwsza część nigdy nie miała szansy ukazać się na PS3, wydarzenia z jedynki wyjaśnione zostały w postaci interaktywnego komiksu. Szumnie brzmiące stwierdzenie, ale de facto dostajemy mocno streszczoną opowieść, w której dokonujemy dosłownie kilka kluczowych decyzji. Wizualnie komiks prezentuje się ładnie i ciekawie. Drobnym uchybieniem będzie to, że zanim pojawi się kolejny kadr danej planszy, widzimy puste miejsce zarezerwowane na niego. Skoro już ma się to pojawiać w formie prezentacji, to niech nowe kadry nachodzą na w pełni widoczne tło, a nie w puste miejsca.

Wizualnie

Gra prezentuje się bardzo dobrze, głównie ze względu na wysokiej jakości tekstury, bo ociosanie obiektów bywa widoczne. Shepard (grałem wersją męską) dziwnie biega i gdy nie nosi broni, to wygląda jakby doznał jakiegoś dziwnego skrętu szyi w lewo. Podczas biegu jego głowa wciąż obraca się w jedną stronę, co wygląda nienaturalnie i potrafi zdekoncentrować. Czasami zdarzy się jakaś nieostra tekstura, która po chwili doczytuje się, by w pełni zaprezentować swoje walory. Nieco gorzej wyglądają sekwencje, w których musimy latać poduszkowcem. Za to o pomstę do nieba prosi się element misji z DLC pt. „Overlord”, w którym musimy latać wyżej wymienionym pojazdem. W pewnym momencie komputer pokładowy ostrzega nas przed pięknymi widokami. I owszem, z daleka zieleń wygląda nawet nieźle. Gdyby nie to, że sporej wielkości krzaczki doczytują się i pojawią dosłownie przed pojazdem, a tekstury podłoża miejscami biją po oczach pikselozą godną Atari 2600.

Dźwiękowo

Wszystkie scenki odegrane są porządnie i fachowo, dźwięki brzmią realnie. Muzyka w większości zrzyna z jedynki albo mocno się nią inspiruje. Z jednej strony to dobrze, bo przecież chcemy grać w tym samym klimacie, tego oczekuje się od sequela. Z drugiej, brak tu powiewu świeżości.
Na osobny akapit zasługuje muzyka i udźwiękowienie w misjach DLC. To zupełnie inna bajka. Zupełnie, jakby najlepsze kawałki zostawiono dla tych właśnie misji. Są naprawdę rewelacyjne i wprowadzają w klimat, który chciałoby się odczuwać przez całą grę. Napięcie, żywa akcja i dobra muzyka. Misje DLC zbliżają się tu nieco bardziej do Uncharted.

Systemowo

Zapewne dotarły już do was głosy i zadawane wciąż w branżowych czasopismach i na stronach www pytania – Czy Mass Effect 2 to jeszcze gra RPG czy już tylko strzelanina. Oczywiście należałoby tu zapytać – co definiuje grę RPG? Jeżeli poddać się nowym trendom i patrzeć tylko przez pryzmat gier komputerowych i konsolowych, to grą RPG nazwałbym grę, w której można rozwijać swoją postać lub całą drużynę, w której znajduje się wiele rozbudowanych statystyk wpływających na rozgrywkę i duże nastawienie na rozwój tychże statystyk, a także zdobywa się coraz lepszy ekwipunek. Czy to wszystko występuje w Mass Effect 2? Zdobywamy punkty doświadczenia za wykonane misje i drobne zadania (nie liczy się tutaj liczba pokonanych wrogów, styl ani nic z tych rzeczy). Po zdobyciu poziomu doświadczenia dostajemy 2 (a po 20 poziomie tylko 1) punkty umiejętności. Każda postać ma kilka umiejętności aktywnych i jedną pasywną, które można rozwijać do max 4 poziomu przy pomocy wyżej wymienionych punktów. To wszystko jeśli chodzi o sam rozwój postaci. Liczba misji jest ograniczona, zatem nie ma możliwości wyjść poza pewne ramy zdobywanych PD i wybić się znacząco poziomem ponad przeciwników. Już ten fakt sprawia, że rozwój w kwestii walki nie jest specjalnie odczuwalny. Rozwój ekwipunku również został uproszczony. Teraz upgrade dla każdej broni jest od razu założony i gdy tylko go zdobędziemy, warto od razu zebrać surowce i go wykupić. Nie ma już możliwości zakładania różnych upgrade'ów dla każdej części ekwipunku i kombinowania na tym polu. Różnice między poszczególnymi broniami są spore i wyraźnie odczuwalne, ale upgrade'y już mniej (może poza zmianą liczby posiadanych naboi). Wyjątkiem jest sytuacja, w której gracz od razu postanowi rzucić się na głęboką wodę i bez wypełniania misji poszczególnych członków ekipy rozpocznie końcową misję (co jest możliwe). Wówczas zapewne odrobinę odczuje brak pewnych usprawnień i będzie mu ociupinę trudniej.
Czy zatem pod tym kątem patrząc Mass Effect 2 jest eRPeGiem, czy nie? Patrząc przez ten pryzmat trzeba przyznać, że to raczej strzelanina rozbudowana o elementy RPG.
Jest jednak druga strona medalu. Co jeśli odwołamy się do genezy gatunku i do samego nazewnictwa – Role Playing Game? Pod tym względem Mass Effect 2 eRPeGiem jest w całej rozciągłości. Ma się to wrażenie, że nasze wypowiadane kwestie wpływają znacząco na rozwój wypadków, na relacje między postaciami oraz na sam rozwój charakteru naszej postaci (dość prosty podział na dobro i zło, podobnie jak w jedynce). Przechodziłem wszystkie dodatkowe misje każdego członka drużyny nie tylko dla doświadczenia i dla uzyskania lepszego zakończenia i trofeów, ale także z czystej ciekawości i chęci rozwinięcia relacji. Grając postacią męską mogłem flirtować praktycznie za wszystkimi kobietami na statku i większość da się zakończyć seksem i stałym związkiem (liczyłem na to, że zobaczę prawdziwą twarz Tali, ale niestety nic z tego – kamera ustawia się tak, że nic nie widać).
Osobiście uważam ME2 po prostu za udane połączenie RPG ze strzelaniną.

Świat przedstawiony

Kosmos jest ogromny, ale jeżeli miałbym się sugerować ME2 – również kosmicznie nudny. Oprócz podstawowych misji oraz dużo lepszych misji DLC panuje posucha. Zadań, które można złapać na poszczególnych stacjach kosmicznych jest niewiele, a tych możliwych do znalezienia przez skanowanie kosmosu chyba jeszcze mniej. Ciężko mi to do końca stwierdzić, bo po prostu odechciało mi się skanować wszystko wszędzie nie znajdując nic albo znajdując misję, w której rozwalam kilka gethów i wciskam O aby powrócić na statek. Cytadela wydaje się znacznie mniejsza, co autorzy starają się usprawiedliwiać wydarzeniami z pierwszej części. Niby słusznie, ale dlaczego pozostałe stacje są równie mało rozbudowane, a porozmawiać można z niewielką liczbą postaci tułających się tu i ówdzie. Zmniejsza to poczucie immersji, grając w ME2 czułem się ograniczony przez wszędobylskie ściany i puste zakamarki. W samych misjach spodziewałem się więcej skarbów i od początku przeszukiwałem każdy kąt. Najczęściej nie znajdowałem nic, a najistotniejsze rzeczy były do zdobycia na drodze do celu misji, więc po jakimś czasie po prostu zacząłem bezmyślnie przeć do przodu, strzelać i zbierać tylko to, co się napatoczy.
Za to klimat, różnorodność ras i środowisk planet i stacji to wciąż ta sama wysoka jakość, co w Mass Effect.

Fabularnie

Jest w miarę ciekawie, ale tylko jeżeli interesują nas ciekawie zbudowane postaci i ich przeszłość. Sama główna linia fabularna daje nam mniej dylematów. Umiejętnie buduje atmosferę tajemnicy, ale finał nie daje takiej satysfakcji, jak np. finał Dragon Age 2.

Technicznie

Shepard oraz jego towarzysze nie potrafią skakać inaczej, jak tylko przez wybrane murki. Kilka razy zdarzyło mi się, że musiałem loadować do ostatniego sejwa, bo postać nie wiadomo jak „wlazła” na stolik i nie było możliwości, by z niego zejść. W przypadku towarzyszy to nie problem, bo Ci jakimś cudem potrafią sobie z tym poradzić, gdy odejdziemy odpowiednio daleko (zapewne mają umiejętność teleportowania się), ale gdy zablokujemy się Shepardem, to koniec.
Ponadto kilka razy gra się po prostu zacięła i konieczny był całkowity reset konsoli (czasami ta musiała zarzucić checkdiska po takiej operacji). Nie jest to problem na taką skalę, jak w Skyrim, ale występuje i bywa upierdliwy.
Poza tym animacja zacina się rzadko, a loadingi bywają bardzo długie. Tęsknię za loadingami w windzie, gdzie można było posłuchać newsów i rozmów towarzyszy.

Podsumowanie

Bawiłem się przy tej grze naprawdę dobrze. Największe wrażenie robią misje DLC, co źle świadczy o autorach – dlaczego nie postarali się tak przy tworzeniu misji podstawowych? (Odpowiedź jest jedna: dojarka). Zakończenie zdecydowanie zawodzi – dostajemy przeraźliwie łatwego bossa, który robi umiarkowanie pozytywne wrażenie. Dużo ciekawszy i trudniejszy już był boss w misji DLC „Lair of the Shadow Broker”. A potem dostajemy trzykropek i … czekajcie na trójkę. Zupełnie jakbym po przejściu dobrej gry przy której miło spędziłem czas usłyszał głośne „Haha! Znowu dałeś się wydoić! Czekaj teraz i kup trójkę, tam już na pewno ;) cię nie wydoimy”.
I wiecie co? Chyba kupię, ale na pewno nie jako nowość.

Co zostało?

Jeśli chodzi o pierwsze wrażenia to tyle. Zostało mi jeszcze przejście gry na najtrudniejszym poziomie trudności (na normalu było przeraźliwie łatwo), wybranie kobiecej postaci i zrobienie z niej renegatki. Ale to innym razem, przy innym podejściu.

Wizualnie: 8/10
Dźwiękowo: 6/10
Systemowo: 6/10
Świat przedstawiony: 5/10
Fabularnie: 6/10
Technicznie: 7/10
Podsumowanie: 7/10