20 lutego 2010

Star Trek 6 (1991)


Star Trek VI: Wojna o pokój

(1991) reż. Nicholas Meyer
Szósta część cyklu. Za kamerę wraca reżyser części drugiej, współpracuje także przy scenariuszu m.in. z Nimoyem. Nimoy w składzie odrobinę mnie przeraził podczas napisów początkowych (zraziłem się po trójce i czwórce), z kolei Meyer napawał nadzieją. Tym razem Star Trek staje się kryminałem politycznym. Dowcip jest, ale jest go znacznie mniej niż w dwóch poprzednich częściach, a tam, gdzie występuje, nie jest na wysokim poziomie. Intryga za to jest ciekawa, choć na dzisiejsze standardy i dla wytrawnego widza będzie zbyt przewidywalna. Bardzo spodobał mi się moment, w którym "ci źli" trzymając bohaterów w szachu stwierdzają literalnie "skoro i tak macie zginąć, to opowiem wam kto za tym wszystkim stoi". A raczej to, co dzieje się tuż po tym. Takiego motywu się nie spodziewałem, muszę to przyznać. Po aktorach widać już wyraźnie - są starzy. Wykonanie filmu staje się nierówne. Z jednej strony widać ciągoty do nowych technologii - krew w stanie nieważkości generowana jest komputerowo, większość efektów już bardziej cieszy oko. Z drugiej zaś, wciąż stosuje się ten sam odgłos "piszczących" drzwi, który można usłyszeć od najstarszych odcinków serialu, wystrój wciąż nawiązuje do tradycji. Mieszanka, choć w idei brzmi nieco jak połączenie klasycznej Godzilli z nowoczesnym Terminatorem (pod względem wizualnym, nie fabularnym), w praktyce sprawdza się doskonale. Film naprawdę stworzony z pomysłem, bo Star Treka w wydaniu kryminału i dramatu politycznego jeszcze nie było. Należy wspomnieć, że serial z Picardem i nowym pokoleniem rozpoczął się już w 1987 roku, czyli serial emitowano jeszcze przed wydaniem piątej części filmu. Dopiero tutaj wyczuwalne jest nawiązanie opowieści Kirka do serialu.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz