11 lutego 2010

Nieśmiertelny 4: Ostatnia rozgrywka (2000)


Nieśmiertelny IV: Ostatnia rozgrywka

(2000) reż. Douglas Aarniokoski
Tak, oglądałem jedynkę, która spodobała mi się, gdy byłem młody i głupi. Uwielbiałem uśmieszek Lamberta (także oglądając później w kinie na "Mortal Kombat"), kto nie uwielbiał Connerego i muzyki Queen? Potem? Potem jakimś dziwnym trafem obejrzałem trójkę w telewizji i wówczas nie oglądało mi się źle, większych szczegółów nie pamiętam. Potem dopiero obejrzałem nieszczęsną dwójkę. Do dziś pozostaje dla mnie zagadką, jak ten sam reżyser, który tworzył pierwszą część mógł nie widzieć co się dzieje już na etapie scenariusza i jakim cudem namówiono do wzięcia w tym udziału Lamberta i Connerego? A potem dziwiłem się, gdy czwartej części nie próbowano wepchnąć do polskich kin, gdzie film zapewne zarobiłby na samym tytule. W 2000 roku oglądałem trailery i miałem nadzieję, że może stworzono film, który paradoksalnie wskrzesi "Nieśmiertelnego", sprawi że seria choć trochę wróci do łask. Po latach przypomniawszy sobie o filmie zawziąłem się by wziąwszy głęboki oddech zmierzyć się z ostatnią rozgrywką. I jak? Nasuwa mi się kilka myśli. Po pierwsze, ten film powinien powstać jako dwójka. Efekty specjalne nie dorównują nawet tym z jedynki, ale historia jest interesująca. Chociaż może przesadzam, może jest ona interesująca na tle pozostałych kontynuacji. Drugą myśl mam taką - tutaj już nie dziwię się dlaczego Lambert zgodził się wystąpić. Po pierwsze, rzadko widujemy go ostatnio gdziekolwiek (albo to ja źle dobieram filmy, które oglądam), kryzys mógł go przydusić, ale i bez tego trzeba przyznać, że Lambert dobrze zakończył swoją przygodę z serią. Spodobał mi się dylemat, z którym musiał się mierzyć uczeń McLeoda (choć wątek ten moim zdaniem został słabo rozwinięty) oraz forma zemsty, którą stosował główny antybohater opowieści. No nareszcie, nareszcie zobaczyłem film, gdzie mściciel nie mści się próbując zabić swojego wroga albo na przykład zabić wszystko, co się rusza i na drzewo nie ucieka. Scena walki między Connorem i Duncanem również jest ciekawa. Gdyby na produkcję przeznaczono więcej pieniążków, scenariusz dopieszczono, a reżyserię wykonano efektowniej, mógł być z tego naprawdę dobry film rozrywkowy. Mógł, ale niestety dobre wątki przeleciano po łebkach, skwitowano banalnie brzmiącymi gadkami okraszonymi typowo amerykańską manierą do odwołań i "dobrego zatekszczenia". Naprawdę szkoda, oglądałem z poczuciem, że mogło być tak pięknie, że za tym wszystkim naprawdę tym razem tkwił jakiś ciekawy pomysł na zakończenie serii. Jak się okazuje, mimo tytułu, nie jest to ostateczna rozgrywka i ostatni film. Podobno zbezczeszczono "Nieśmiertelnego" po raz kolejny tworząc w 2007 roku film "Nieśmiertelny: Źródło". Coś czuję, że trochę czasu minie nim się zabiorę za sprawdzenie tego tytułu, bo tym razem Lambert już swoją twarzyczką nie wzbudzi sentymentu, zatem przeprawa zapowiada się dużo ciężej.

Ocena: 4/10

1 komentarz:

  1. Hym hym... Vamphra oglądała "Nieśmiertelnego" tak naprawdę ze względu na Connerego - był tam genialny. Bo Lamberta, to Vamphra nigdy jakoś za bardzo nie lubiła.
    Inna sprawa, że chyba Vamphra nie oglądała tej czwartej części. Acz nie jest pewna. Będzie trzeba sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń