30 lipca 2011

Z Analytics haseł kilka

Zajrzałem do swojego konta założonego w Google Analytics, gdzie jedną z podpiętych witryn jest ten właśnie blogasek. To, co zwróciło moją uwagę, zaciekawiło i zatrwożyło, to część, w której można prześledzić po wpisaniu jakich haseł w google ludzie trafiali na mojego bloga. Oto kilka z ciekawszych wpisów:

pujde do obory
trzaskaj
gry o tapletkach
kultura kina to wciąż oksymoron...
slesz odwrotnie
szturch
farmville stonka
gdzie o tej porze morzna złopac leszcza marzec 2
jak przestać grać w farmville
porywa mnie ten patos naszych czasów
zdiencia z pruby alici w krajnie czaruw
w jakim filmie ktos wydoił byka
pan slesz
wiersz o dupie fredry
288:64 ile to jest
byk posuwa krowę filmiki
spójrz powiedziała
pierwszy list do korytian


Niebywałe ile błędów ortograficznych można popełnić w jednej krótkiej sentencji, prawda?
Naprawdę bawi mnie myśl, że ktoś szukając gier o tabletkach lub może o napletkach trafia na jakiegoś bloga, gdzie znajduje wiersz "blablam się w tapletku".
Trafił też do mnie bliżej niezidentyfikowany zboczeniec poszukujący nie jednego, ale wielu filmików, na których byk posuwa krowę. Z drugiej strony patrząc - może nie zboczeniec, a osoba ciekawa świata...
Bardzo ładne jest to, że ktoś poszukiwał przez google być może mnie wpisując weń "pan slesz". Cóż za szacunek do nieznajomego.

Oprócz powyższych zadziwiająco dużo wejść pochodzi od ludzi poszukujących sposobu na zasejwowanie gry w Demon's Souls. Ta gra, co jest dość jasno w niej powiedziane, sejwuje stan AUTOMATYCZNIE i jest to jedyna metoda sejwowania, jaka w niej istnieje. To jedna z ogromnych jej zalet utrudniających oszukiwanie i podbijających poziom trudności.

P.S. Nie mam bladego pojęcia, gdzie o tej porze morzna złopać leszcza, 288:64 to 4,5, a na farmville stonka wam nie grozi... chyba...

28 lipca 2011

Filmowy twitter cz. 1

Ponieważ na temat obejrzanych filmów nie mam zbyt wiele do powiedzenia, a i wena nie dopisuje to nie będę się rozwodził nad każdym filmem z osobna. Z kolei poczułem, że do suchych ocen rzucanych na filmwebie należy się kilka słów.

Palacz zwłok (1969) - ocena 7/10
reżyseria: Juraj Herz

Dwukrotnie zmieniałem ocenę tego filmu z siódemki na szóstkę i z powrotem. Jest to mocne kino i mimo ciężkostrawnego klimatu zahaczającego o monotonię zostaje w pamięci i odzywa się na długo po seansie.

Zombieland (2009) - ocena 6/10
reżyseria: Ruben Fleischer

O to chodzi, takiego filmu o zombie mi było trzeba. Wpisana w średni i ograny na miliard sposobów szablon amerykańskiego filmu czarna komedia mimo wszystko potrafi bawić. Nie oczekujcie salw śmiechu co 5 minut - to nie tego typu film. Humor jest na dobrym poziomie i podkreśla luźne traktowanie tematu. No i jest najważniejsze, czyli zombie, rozwałka na całego przy akompaniamencie dobrej muzyki. A za Black Keys w kluczowym momencie i Billa Murraya duży plusik. Zatem udało się wzbić ponad przeciętność.

Wszystko, co kocham (2009) - ocena 6/10
reżyseria: Jacek Borcuch

To jedna z tych szóstek, w której rozpatrujemy "czym wybija się ponad przeciętność", a nie "dlaczego jednak nie jest to naprawdę dobry film, a tylko niezły". Wybija się klimatem, rolą Chyry, trzeźwym spojrzeniem i realizacją klimatu lat osiemdziesiątych.

Sherlock Holmes (2009) - ocena 7/10
reżyseria: Guy Ritchie

No, to jest dobre kino przygodowe. Na miarę pierwszej części "Piratów z Karaibów". Dużo doskonałej zabawy upchanej, pędzącej, klimatycznej i nowocześnie zrealizowanej. Widowisko i dobrze spędzony czas.

Gdzie jesteś Amando (2009) - ocena 7/10
reżyseria: Ben Affleck

W trakcie oglądania dwukrotnie miałem wrażenie, że to już koniec i za chwilę zobaczę napisy końcowe. Brawa należą się głównie za opowiedzianą historię, która pierwotnie się nieco snuje, aby nabrać zawrotnego tempa pod koniec. Może sięgnę po książkę.

Miasto złodziei (2010) - ocena 5/10
reżyseria: Ben Affleck

Miało być zapewne kino na miarę "Gorączki", a wyszła do bólu odtwórcza opowiastka, w której wciąż ma się wrażenie, że to już było nieraz i w lepszym stylu. Średniak po prostu i nic ponadto.

Kieł (2009) - ocena 8/10
reżyseria: Giorgos Lanthimos

Do kina greckiego jeszcze nie podchodziłem, przyznam. Trzeba zobaczyć ten film koniecznie, najlepiej nie wiedząc o nim absolutnie nic odkrywając wszystko na bieżąco. Ja tak oglądałem i mam wrażenie, że to wzmocniło mój odbiór. Takich filmów w USA się nie robi. Pozycja obowiązkowa. Aha - i nie pokazywać nieletnim.

Solaris (1972) - ocena 5/10
reżyseria: Andriej Tarkowski

Tarkowski jako pierwszy popełnił film na podstawie książki Lema. Sama książka od początku do samego końca trzymała mnie za fraki i nie chciała puścić. W filmach oczekiwałem przynajmniej wizualizacji tajemniczej planety oraz zjawisk na niej zachodzących. Tarkowski coś tam pokazał skupiając się na postaciach. Dołożył do tego jakąś rozwlekłą i wręcz nudną lirykę, która nie snuje się i nie wdziera do umysłu, ale raczej usypia i jest natarczywie irytująca. Jedyne dobre elementy to te dokładnie odwzorowane z książki. Zmiana zakończenia też nie wyszła filmowi na dobre.

Solaris (2002) - ocena 3/10
reżyseria: Steven Soderbergh

Biały uczony Sartorius, który nawet gdy mówi, to przemawia zastąpiony został... czarną kobietą o nazwisku Gordon, która zdaje się mieć obsesję na punkcie walki z obcymi. Ta rola pasowałaby bardziej do "Obcy kontra Predator" niż do "Solaris". Z kolei Snaut zastąpiony przez Snowa - docelowo miał mieć rozstrojone nerwy, w rzeczywistości jedyne co robił to rozstrajał nerwy widzowi. W książce pijany, tutaj jakby naćpany i nieco rapujący. Cały nacisk położono na wątek miłosny. Ok, to jestem w stanie zrozumieć i nawet zaakceptować. Tylko dlaczego mimo zmiany orientacji na tę bardziej zrozumiałą i bliższą amerykańskiemu widzowi nie udało się sprawić, aby widz przejął się choćby w najmniejszym stopniu losami bohaterów?
Te szczegóły to jednak, jak mówią, pikuś. Scenarzyści dopisali mnóstwo nieistniejących scen, totalnie zmienili zakończenie i dodali poboczny wątek "zwrotu akcji", którego w oryginale nie było (i który nie był potrzebny). W zasadzie w filmie wprowadzono tyle zmian, że mógłby mieć zupełnie inny tytuł, a nikt nikogo nie posądziłby o plagiat. Planeta ukazana jest tylko z bardzo daleka, latają po niej jakieś "niebieskie prądy". W dobie filmów przepakowanych efektami specjalnymi takie coś? Really? To jeden z tych niewielu filmów, w których liczyłem że wykorzystają maksymalnie możliwości komputerowej grafiki i pokażą w końcu Solaris. Naprawdę, bliższa mojemu wyobrażeniu, a nawet wizualnie lepsza jest wizualizacja Tarkowskiego, choć równie oszczędna.
A teraz biegiem do biblioteki jeżeli jeszcze nie zepsuliście sobie krwi nędznymi ekranizacjami - może jeszcze nie jest za późno. Książka Lema jest doskonała. Nawet Pratchetta w ostatnim czasie nie czytałem w tramwaju na stojąco.

Harry Potter i Insygnia Śmierci - część II (2011) - ocena 6/10
reżyseria: David Yates

Przed obejrzeniem przypomniałem sobie wszystkie ekranizacje. Książki również miałem okazję przeczytać. I muszę przyznać, że kinowe wersje są niczego sobie. Przyzwoite kino rozrywkowe, dużo akcji i Longbottom na kacu. Jestem pełen podziwu, że udało im się nakręcić wszystkie części w niemal niezmienionym składzie.
Pamiętajcie jeno - nie pić za dużo Coli w trakcie seansu, inaczej mogą was czekać niemiłe niespodzianki.

Kochaj i rób co chcesz (1997) - ocena 5/10
reżyseria: Robert Gliński

Romansidło z dwoma zabawnymi "tekstami". Aż 5, bo główny bohater o dość niestandardowym charakterze, jak na tego typu film.

Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia (2010) - ocena 6/10
reżyseria: Apichatpong Weerasethakul

Tutaj miałem spory dylemat, a moje wahania sięgały swoją rozpiętością oceny od sześciu aż do ośmiu. Scena seksu z rybą była lekko przesadzona, powiedziałbym wręcz, że niepotrzebna. Pomysł na przekazanie myśli niestandardowy i dużo trafniej ujęty niż w niejednym filmie produkcji USA. Ostrzegam, że film dość hermetyczny w formie. Wzbudził spore kontrowersje w Cannes (a raczej przyznanie mu Złotej Palmy te kontrowersje wzbudziło). Należy się uzbroić w cierpliwość żeby wytrwać do końca i zrozumieć. Klimat tego filmu i wymowa wymuszają niejako taką, a nie inną formę. Dlatego początek usypia. I jest to pierwszy przypadek, gdy fakt usypiania widza jest zaletą (i nie dlatego, że w ten sposób zapobiega obejrzeniu go do końca). Mimo wystawionej szóstki naprawdę warto obejrzeć. I jeśli obejrzeć, to koniecznie do końca, w przeciwnym wypadku nie ma sensu w ogóle zabierać się za oglądanie.