15 lutego 2010

Star Trek 3 (1984)

Star Trek III: W poszukiwaniu Spocka
(1984) reż. Leonard Nimoy
Tym razem za kamerą stanął nie kto inny, jak sam odtwórca roli Spocka. Tych, którzy nie oglądali dwójki albo nie pamiętają już co się w niej działo, a mają w planach przypomnienie sobie tego (do czego zachęcam) przestrzegam przed dalszym czytaniem tekstu. Nie należy też zabierać się za oglądanie trójki bez obejrzenia dwójki. Już ten brak autonomicznego charakteru tej części sagi sprawia, że część ta staje się gorsza. A teraz spoilery dwójeczki. Atutem dwójki jest pojawienie się syna Kirka i śmierć Spocka, gdzie tym samym Spock próbuje udowodnić to, że ważniejsze jest dobro ogółu niż dobro jednostki. Komuś ta koncepcja najwidoczniej przeszkadzała, może w dobie zimnej wojny ktoś uznał tę koncepcję za zbyt socjalistyczną i tak tym razem cała załoga będzie kombinowała jak tu uratować Spocka (bo okazuje się, że się da). Jeden za wszystkich, to i wszyscy za jednego, coś w tym jest. Problem polega na tym, że komuś przeszkadzał syn Kirka. Widujemy go rzadko, jest zepchnięty na drugi tor by w końcu zniknąć całkowicie z ekranu. Odczuwam tu jakiś egocentryzm Nimoya i jego ogromne przywiązanie do tej postaci (zresztą dowodzić tego chyba mogą dwie książki, które napisał... jedna zwie się "Nie jestem Spockiem", druga zaś "Jestem Spockiem"). Sama koncepcja na wskrzeszenie Spocka nie jest taka znowu głupia i tylko odrobinę naciągana. Za to wszystko pozostałe już zaczyna poważnie kuleć. Głównym złym staje się wzięty dosłownie z kosmosu klingon zagrany przez jednego z moich ulubionych aktorów, czyli Christophera Lloyda (m.in. doktorek z serii "Powrotu do przyszłości"). Lloyd dysponuje ogromnym talentem, ale tutaj scenariusz w żadnym wypadku nie pozwolił mu rozwinąć skrzydeł. Wszystkie postaci stały się miałkie i bez wyrazu. Na wieść o czyjejś śmierci reakcją jest chwilowy smutek i zaduma, za to Spocka traktuje się ze szczególnym namaszczeniem, a jego śmierć opłakuje przez cały film. W zasadzie nie ma tu wiele ciekawego, nie bawiłem się na nim zbyt dobrze. W mojej skali jedynkę, czyli totalne dno mogą zaliczyć jedynie filmy, które nie bawią już nawet swoją kiczowatością i nie mają absolutnie żadnych zalet i pozytywów. Ten film ma pozytywy. Jest stara ekipa aktorów, jest Lloyd, motyw wskrzeszenia tylko odrobinę naciągnięty plus ciekawe fortele Kirka odrobinę ratują ten film. Tylko odrobinę niestety.

Ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz