24 kwietnia 2014

Godzilla kontra Mothra (1992)


Godzilla kontra Mothra

(1992) reż. Takao Okawara
Po całkiem fajnym „Godzilla kontra Król Ghidorah” liczyłem na przyzwoity poziom kolejnego filmu z serii. Tym bardziej, że wciąż w pamięci trzymam wersję z 1964 roku, choć już sam za dobrze nie pamiętam, dlaczego wywarła na mnie tak pozytywne wrażenie. Chyba nie byłem jeszcze skażony taką liczbą filmów z gatunku.

Prawdopodobnie by uniknąć pomieszania wersji z 1964 z tą z 1992 roku, dodawano tu i ówdzie podtytuł „The Battle for Earth”. Sam pomyliłem filmy wstawiając pierwotnie do swojej poprzedniej recenzji plakat z niewłaściwej wersji. Historia z Mothrą na tyle się spodobała producentom, że zasponsorowali jeszcze 3 kolejne filmy, w których potwór ten gra główne skrzypce. To znaczy - prawdopodobnie, jeszcze na 100% tego nie wiem, nie oglądałem.

Czyli musi być całkiem nieźle, prawda? Nieprawda. Oglądałem ten film na kilka razy, regularnie przerywając seans. Nie byłem w stanie usiedzieć przy nim dłużej niż pół godziny jednorazowo. Do napisania tego tekstu zbierałem się cały dzień, a piszę go ostatecznie około godziny pierwszej w nocy (kończę w okolicy trzeciej) i wciąż nie mogę się otrząsnąć. Może to zmęczenie materiału, może to usypiający śpiew kosmosek, sam nie wiem. Spróbujmy przeanalizować, dlaczego ten film to jednak padaka i/lub dlaczego nie rozumiem jego geniuszu. W końcu dorobił się nie tyle własnego spin-offu, co całej ich serii, musi w nim tkwić coś, co się widzom podobało.

Fabuła jest miksem wszystkiego, co już było. Mamy motyw żywcem wzięty z „Motry” – porwanie kosmosek i próba wykorzystania ich do celów zarobkowych. Te oczywiście wzywają potwora, by je uwolnił (niszcząc przy okazji całe miasto). W serii Showa, jak na ironię, później same pchają się w szpony showbiznesu, zatem całe to niszczenie miasta było o kant dupy. Nikt nie wini małych szuj, że z pełną premedytacją poświęcają życie setek ludzi, by ratować swoje małe dupcie. Co ja z tymi dupami tak zacząłem? Może dlatego, że ciągle wymawiają Mothra jako „moSRA”? A może dlatego, że cały film jest


Czytając komentarze i niektóre teksty o starszych filmach, dziwiłem się, że te dwie małe wróżki nazywane są wciąż „kosmoskami”. Nazwa ta pada dopiero tutaj, choć nazywane są jako „Cosmos”, czyli jakiś ogólny dziwny byt.

Miałem nawet taką teorię, że może jednak Mothra w tej serii nie reaguje na śpiewy dziewczyn, jak na nawoływanie. Może słyszy je w swojej głowie i nie może znieść ich śpiewu, dlatego czym prędzej próbuje znaleźć źródło i je zneutralizować. I po cichu liczyłem na to, że larwa w szale niszczenia wszystkich budynków po drodze, zniszczy także ten z kosmoskami w środku. I prawie tak się stało. Potem niestety okazało się, że stosunki między nimi są przynajmniej poprawne. Za to Godzilla, jeśli słyszy te śpiewy, na pewno jest dodatkowo nimi podkurzony. Ja byłem.

Mam jeszcze taką teorię, że nasza zezowata Miki powstała tylko po to, by być wypełniaczem dziur fabularnych. Jakaś postać czegoś nie wie, a wiedzieć powinna? Nie ma problemu. Oprócz tego pojawia się bez większego sensu i regularnie robi wielkie oczy.

Jej oczy mogą nieco drażnić, za to miłym powrotem jest rólka odegrana przez Akirę Takaradę, który grał także w wersji z 1964 roku, a także w „Inwazji potworów” i „Ebirah”. Przyznam, że w pierwszej chwili go nie poznałem po latach. Zresztą, jako typowy białas, miewam problemy z rozróżnianiem niektórych skośnookich braci.

W mitologii Mothry pojawiają się nowe motywy. Właściwie całą mitologię przepisano i upstrzono dość solidnie. Historia potwora sięga dwunastu tysięcy lat wstecz, a może i dalej. Pojawia się także nowy potwór, zły brat bliźniak Mothry, Battra. I tu chyba zgłupiałem, czegoś nie zrozumiałem. Pierwotnie Battra pokazywany jest jako potwór niszczący Ziemię, jest egzekutorem i karą dla ludzkości. Mothra zaś jest dobrym duchem tej opowieści i pokonuje złą Battrę, więzi ją gdzieś tam. Po „gdzieś tam” widzicie zapewne, jak bardzo zajmowało mnie zgłębianie tej historii. Pod koniec zaś Battra nagle ni z tego ni z owego dogaduje się z Mothrą i okazuje się, że Battra miała bronić ludzkości przed jakimś meteorem, który dopiero ma zniszczyć naszą planetę. To w końcu Battra miała być dobra czy zła? Co to za porąbana rodzinka potworów? Nie ogarniam tej kuwety.

Autorzy próbują tu także przemycić jakieś przesłanie, ale jest ono niezwykle wymuszone i dołożone na siłę. Ludzki wątek składa się głównie z tutejszego odpowiednika Indiany Jonesa (zjada cytrynę z niewzruszoną miną ze słowami „Nie ma rzeczy, którym nie podołam” – cóż za wzór męskości!) oraz jego byłej dziewczyny, która zmuszona jest prosić go o pomoc w sprawach służbowo potwornych. I mają razem dziecko. Przyznam, że ich wątek był jedynym naprawdę ciekawym i zajmującym. Szkoda, że nie rozwinięto go nieco silniej. I tu próbowano wpleść analogię wykluwania się i dorosłości w ich zachowaniach do wykluwania się Mothry z jaja. Niezbyt trafione, ale doceniam wysiłek. W pozostałych miejscach dosłownie wbijane do głowy sentencje typu „To przez nas! To przez to, co robimy z Ziemią!” nie robią żadnego wrażenia. Jeżeli chodzi o wątek ekologiczny, wolałem „Godzilla kontra Hedorę”.

Wykonanie nie robi już takiego wrażenia, jak w poprzednich odsłonach. Moje oko już się zdążyło przyzwyczaić do wysokiej jakości szczegółowych makiet, do spektakularnych wybuchów, nawet do przemycanej gdzieniegdzie grafiki komputerowej. Śmiem twierdzić, że stwory wyglądają tu nawet gorzej niż poprzednio. Na szyi Godzilli widoczne są dziwnie i „gumowo” zachowujące się zmarszczenia. Mothra wygląda na mało skomplikowany obiekt. A w postaci rozwiniętej przypomina wręcz pluszaka, fakturę ciała ma jakby z wełny. Nigdzie jednak nie miała metki „100% cotton”, zatem pewności nie mam. Odnoszę wrażenie, że jej model bardzo niewiele różni się od tego używanego przed laty. Za to Battra wygląda znacznie ciekawiej.


Wszystko zdaje się być bardziej mroczne i ciemne. Wyraźnie kontrastuje to z pstrokatością kolorków na skrzydłach naszych ciem. Czasem jest tak ciemno, że musimy wytężać wzrok by cokolwiek dojrzeć. Szczytem jest scena walki, która odbywa się pod wodą. Tam to już nic prawie nie było widać. Przynajmniej dźwięki były fajnie „owodnione”.

No właśnie, muzyka to oczywiście powtórzenie klasycznych motywów. Stare „mosurowe” brzmienia w nowej aranżacji, kilka znanych „godzillowych” kawałków i klasyczne dźwięki. Repertuar jest niezły, ale nie jest zbytnio rozbudowany, dlatego szybko zaczyna nużyć swoją powtarzalnością. Wyśpiewywane „Mosuraaaa” nadal usypia i nudzi niemożebnie.

Wspominane przeze mnie wcześniej nawiązania do Indiany Jonesa nie sprawdzają się w najmniejszym stopniu. Nie są ani parodią ani pastiszem, są nieudaną próbą zerżnięcia, czyli zarżnięciem.

Standardowo mam przygotowany zestaw pytań, które należałoby zadać bogom i bohaterom. Dlaczego pojedynczej gałązki przed Twoim nosem nie możesz ominąć albo odsunąć/odgiąć ręką, jak normalny człowiek, tylko musisz się na niej wyżywać maczetą? Z jaką prędkością po nieboskłonie musi poruszać się Słońce, aby wpadające promienie mogły w kilkanaście sekund z podłogi wejść na ścianę jaskini? Naprawdę, most linowy, to dla tych, którzy przegapili „Indianę Jonesa i Świątynię Zagłady”? Wiem, że już o to pytałem, ale zastanawia mnie to tu jeszcze intensywniej – jakim sposobem w jednej scenie Godzilla stoi po pas w wodzie, by chwilę później w tym samym miejscu nurkować na dużej głębokości? Wciąż zastanawia mnie też jakim cudem zawsze te potwory schodzą się w jednym miejscu, by ze sobą walczyć? Od kiedy kosmoski potrafią latać? Po co w takim razie dziecko brało je na rękę, by je podsadzić?

To nie jest dobry film. Zbiorowisko wszystkiego, wygrzebywanie nagle jakichś wątków znikąd, monotonia dźwiękowa, wszystko nie do końca dobrze ze sobą zgrzane i zgrane. Wyczuwalny jest brak pomysłu na to, jak pociągnąć niektóre walki i jak doprowadzić do satysfakcjonującego finału. Godzilla wciąż łapie przeciwnika za ogon i łupie nim o podłoże wbrew ogólnym prawom fizyki, Mothra gryzie Godzillę w ogon, G niszczy linie wysokiego napięcia – naprawdę, to już widzieliśmy wielokrotnie. Wszystko jest naprędce łatane i rozsypuje się przy pierwszej próbie tknięcia jakąkolwiek analizą. Motywy w rodzaju pływających w magmie pod skorupą Ziemii Godzilli i Battry, „ukosmicznienie” mitologii Mothry kierują tę serię niebezpiecznie w kierunku obranym dawniej. Godzilla nabiera dziwnych gestów – zaciska pięści w trakcie chodzenia, przytakująco kiwa głową w stylu „No, należało mu się, załatwione”. To nie są dobre znaki.

Ocena: 3/10

Do następnego seansu siadam już z piwem w ręku. Co my tu mamy? „Godzilla kontra Mechagodzilla 2”. Jeszcze nie zacząłem oglądać, a już mam cały zestaw pytań o tytuł tego filmu. Mechagodzille w serii Showa były całkiem niezłe, może jednak będzie lepiej.

5 komentarzy:

  1. Urwał Ci się czwarty akapit.

    Kosmoski istotnie wkurzają, ale idzie się przyzwyczaić :P

    A z tym ratowaniem Ziemi przez Battrę, to wyjaśniam sobie to tak, że ludzi miał w dupie, ale na planecie mu zależało.

    W ogóle to się czepiasz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety zgadzam się z Panem Szyszkiem .Czepiasz się, a to nie jest zbyt dobre podejście do późniejszych filmów z Godzillą. Nie zmienia to faktu, że recenzja dobrze napisana. Sam na swoim kanale YouTube niedawno to recenzowałem (https://www.youtube.com/watch?v=312nbBOAbX0).

    OdpowiedzUsuń
  3. Kilka Twoich filmików już widziałem, jeszcze będę musiał nadrobić nieco zaległości.
    Właściwie nie powinienem się tłumaczyć, ale i moja dziołcha zwróciła mi uwagę, że urwanie czwartego akapitu to jednak trollowanie na dość słabym poziomie. Cóż, jakoś bardziej mnie bawiło niż napisanie pełnego zdania, tym bardziej, gdy wszyscy wiemy co miało być dalej ;)
    Czepiam się szczegółów, ale i nie przykładam do nich tak wielkiej wagi, gdy film się broni jako całość. Zdaję sobie sprawę co jest ważne, a co nie.
    Dzięki za komentarze. Kolejna recenzja w drodze i jeśli mnie ktoś od pomysłu nie odwiedzie, może się okazać zupełnie inna od poprzednich.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi tam się film podobał,mothra była nawet spoko, batrra była bardzo fajnym kajiu,jeden z lepszych filmów w serii

    OdpowiedzUsuń
  5. Przesadzasz, kosmoski nie były aż takie złe.

    OdpowiedzUsuń