14 kwietnia 2014

Godzilla kontra Król Ghidorah (1991)


Godzilla kontra Król Ghidorah

(1991) reż. Kazuki Omori
Wooooooow!

To w sumie tyle, jeżeli chodzi o rzeczy, które mogę wam opowiedzieć o tym filmie bez spoilerów. Jest to zdecydowanie najlepsza odsłona od czasu pierwszego filmu z serii. Tak, lepsza nawet od „Godzilla kontra Hedora”. Może nawet ciekawsza od pierwszej odsłony, trudno porównać. To ciekawy film nawet dla tych, którzy w temacie nie siedzą. Zatem tych, którzy chcą obejrzeć, zachęcam. A tych, którzy nie obejrzą albo już widzieli zapraszam do lektury.

Jest to pierwszy film z serii, który nie doczekał się swojego wydania na zachodzie. To znaczy, doczekał się w obecnych czasach, ale zaraz po premierze był z tym duży problem. I muszę powiedzieć, że domyślam się dlaczego. Amerykanie przedstawieni są w dość niekorzystnym świetle. Nie tylko ich przyszłość ukazana jest jako znacznie słabsza od japońskiej, ale i gdy bohaterowie znajdują się w czasach drugiej wojny światowej, widzimy, jak potwór zabija masę amerykanów. Wprawdzie nigdzie jednoznacznie nie komentuje się słuszności walki po żadnej ze stron konfliktu, ale i tak wystarczyło na bana.

Na dzień dobry wybieramy się od razu w podróż do dalekiej przyszłości, do roku 2204. I żadnych iksów w dacie, dokładność godna podziwu. Do tej pory wyjeżdżaliśmy najdalej około 30 lat do przodu. I dostajemy dziwny spoiler – widzimy King Ghidorę bez jednej głowy na dnie oceanu, chyba martwego. Dowiadujemy się, że oryginalnie potwór miał trzy głowy, ale jedną stracił w walce z Godzillą w XX wieku. I bum – muzyka, czołówka. Cóż za wprowadzenie! Manewr pokazywania fragmentu środka filmu na samym wstępie nie jest nowy, ale wówczas jeszcze nie był tak nadużywany, jak obecnie. Wiadomo było po samym tytule, że do walki dojdzie, ale żeby na starcie dowiadywać się jaki będzie efekt? Przyznam, że w pierwszej chwili byłem nieco zawiedziony, że zdradzono mi coś takiego na samym początku. Później jednak otrzymałem sowite zadośćuczynienie. Bo, jak się okazuje, to nie był wcale koniec tej historii.


Trzymając w pamięci filmy z serii Showa, spodziewałem się podobnej genezy Ghidory. Autorzy doskonale wiedzieli, czego widz oczekuje. I zagrali mi na nosie. Spodziewałem się przybycia kosmitów i ich ostatecznej broni w postaci stwora. Byłem przekonany, że w UFO są kosmoludki i zaśmiałem się w głos, gdy zobaczyłem, że po raz kolejny wyglądają jak ludzie. Co się okazuje – wyglądają tak, bo są ludźmi. To przybysze z przyszłości.

Opowiadają historię o przyszłych tragicznych wydarzeniach i o tym dlaczego trzeba się pozbyć Godzilli. A myśleliście, że to ja spoilery sprzedaję? Ci to dopiero mają rozmach. I dlaczego właściwie wybrali sobie rok 1992, a nie inny? Dlaczego sami, bez towarzystwa nie przybyli do roku 1944, żeby zapobiec powstaniu potwora? Dlaczego słyszymy okrzyk „Time warp”, ale w pobliżu nie ma nigdzie pana Sulu? Tego nie wie nikt. Sporo takich dziwnych dziur fabularnych tu napotkałem i zebrała mi się cała masa pytań. I co ciekawe – bzdury te w ogóle nie zepsuły mi odbioru.

Zadbano o taki detal, jak brak możliwości podróży w czasie celem spotkania samego siebie z przeszłości. Rzekomo jedna z wersji uległaby natychmiastowej anihilacji. Jednak nie zadbano o taki detal, jak modyfikacja wiedzy świata przedstawionego w oparciu o zmienione wydarzenia. Gdy Godzilla przestaje istnieć, ludzie tego świata wciąż wiedzą czym on jest, choć nigdy się nie pojawił na powierzchni. Okazuje się później, że dziwnym zbiegiem okoliczności Godzilla i tak powstał, ale narażony na nowszą wersję bomby atomowej, o wiele silniejszą, stał się jeszcze większy i potężniejszy. A myślałem, że promieniowanie zabija, a tu proszę, można zamiast sterydów stosować.


Po raz pierwszy poznajemy prawdziwą genezę Godzilli. Jest nim dziwna odmiana tyranozaura. Krwawi czerwoną krwią, kule z broni maszynowej nie wyrządzają mu krzywdy. Nawet wystrzał z RPG nic mu nie robi. Gruboskórny jakiś. Nie znam żadnego zwierzęcia, nawet bardzo dużego, od którego kule by się odbijały, jak od Supermana.

Po raz kolejny pojawia się nasza zezowata wizjonerka Miki. Tym razem jest przywódczynią… Drużyny G (i nucimy: tu tu tuuuum, tum tum tuuuuum!). Niestety, nie dorobiła się własnego vana. Tak naprawdę drużyna nazywa się „Godzilla Team”, ale biorąc pod uwagę zapędy do skracania imienia stwora do samego „G” wiele nie naciągnąłem. Wspomina ona też o tym, że Wielki G wciąż jest osłabiony po atakach bakteryjnych z poprzedniego filmu. Patrzcie, jednak skubańce pamiętali i odnieśli się do tego.

O każdej postaci można coś sensownego napisać, nikt tu nie umyka. Ciekawą postacią jest android, który w dużej mierze przypomina mi T1000. Całkiem możliwe, że jakaś inspiracja mogła wystąpić, „Terminator 2” ukazał się raptem pół roku wcześniej. Stroi on miny nieprzeciętne, można powiedzieć wręcz, że „głębinowe”. Soft wgrywany ma z płytek (cd?). Kto by pomyślał, że ludzie z przyszłości nie będą już używać taśm i kaset, a nawet dyskietek, prawda?

Niezwykle ciekawą postacią jest także weteran wojenny i biznesmen Shindo. Jest tu niesamowita scena, gdy po latach się spotykają, Shindo roni łezkę, Godzilla też go najwyraźniej poznaje i zdawać by się mogło, że także swoją łzę roni, po czym… potwór atakuje i niszczy swojego starego znajomego wraz z całym budynkiem!

Kilku rzeczy nie rozumiem. Wspominałem już o problemie wiedzy społeczeństwa. Zadziwia mnie także fakt, że zapomnieli już o tym, że tę oryginalną, pierwszą Godzillę przecież permanentnie zabili jeszcze w 1954 roku! A teraz okazuje się, że jest tylko jeden Wielki G i tylko jego wystarczy przenieść z dala od terenu testów nuklearnych? Gdy ludzie planują poddać dinozaura promieniowaniu, by stworzyć potwora ponownie – skąd mają tę pewność, że będzie on w ogóle chciał walczyć z Ghidorą? Może połączyliby siły, przecież oba stwory zajmują się głównie niszczeniem ludzkich domostw i linii wysokiego napięcia (stały motyw)? Dlaczego Godzilla na środku oceanu wyłania się z morza stojąc po pas w wodzie? Jak on zawsze znajduje aż takie mielizny? I dlaczego towarzyszy temu Disneyowski „błyszczący” dżingiel? Skąd się wzięły, do diaska, te kartony przed samochodem? Jakim sposobem podnosi całego Ghidorę za ogon i uderza nim o ziemię? Czyżby prawa fizyki traktował jedynie jako „takie bardziej wskazówki”? Jakim cudem Ghidora przeżywa pod wodą bez jednej głowy 200 lat i nawet nie próbuje się przez ten czas ruszyć z miejsca? No i skoro po przeniesieniu się do przyszłości ludzkość nadal ma się całkiem nieźle, po co w ogóle wracać? Czyż ludzie ostatecznie jednak nie poradzili sobie z Godzillą? Dlaczego są tacy bezbronni, przecież mieli tyle opcji w poprzednich filmach? Czy ta kobieta steruje tylko jedną głową Mecha Ghidory czy całym cielskiem?


Tak wiele pytań! Cóż, gdy fabuła dotyka podróży w czasie, o pomyłki i paradoksy ekstremalnie łatwo. Co nie zmienia faktu, że temat jest bardzo chwytliwy i po prostu się sprawdza. Postaci są barwne, bawią i przywiązują do siebie. Oglądałem z zainteresowaniem i gorąco polecam tę odsłonę każdemu. Oprócz wizualnego spektaklu na poziomie znanym z poprzednich filmów serii Heisei czeka was tu coś więcej.

Ocena: 6+/10

„- Enemy plane, sir?
- Impossible. No plane can fly that fast. That looked to me like it was from another planet.
- I have to agree, sir. It did look like it was from another planet, but … shall we report it, sir?
- What, that we’re being invaded by little green men from outer space? Let's just keep it as our secret. You can tell your son about it, when he’s born, major Spielberg.”

5 komentarzy:

  1. Zdecydowanie jedna z lepszych odsłon. Też wielokrotnie męczyłem się z pewnymi brakami logiki w filmie, ale da się to przełknąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://demotywatory.pl/4329860/Zapraszamy-Godzille

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja bardzo mi się podoba ;). Mimo tego pozwolę sobie zanegować Twój argument o bezsensowności linii czasowej, i odsyłam do tego artykułu - http://www.scifijapan.com/articles/2007/08/16/godzilla-vs-king-ghidorah-time-travel-and-the-origins-of-godzilla/ . Jest to po prostu niezbyt dobrze nakreślone w filmie przez reżysera, kiedyś sam miałem wiele wątpliwości co do tego filmu ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, teoria ta nawet trzyma się kupy, szkoda, że film nie wyjaśnia tego w ten sposób. A może to próby "naprawiania" fabuły przez fan service (coś, jak teoria indoktrynacji do Mass Effect 3)? A może wiara w inteligencję widzów i ich umiejętność składania wszystkiego w całość?
      Niezależnie od tego, ten film wciąż pozostaje jednym z najlepszych o Królu Potworów.

      Usuń
  4. Uwielbiam Godzilla kontra king ghidorah,zwłaszcza za tą głupkowatą i szaloną fabułę

    OdpowiedzUsuń