Agenci
(2013) reż. Baltasar Kormákur
Krzychu:
Czegoś tutaj nie rozumiem. Najpierw nie chcesz pójść na ten film, potem sam go proponujesz. O co chodzi?
Stary:
Jak usłyszałem, że mam obejrzeć film pt. „Agenci” i jeszcze za niego zapłacić, to na sam dźwięk tytułu w głowie zapaliła mi się lampka „NIE!”.
Krzychu:
Ale po okazyjnej cenie to już tak? Jak często kupujesz bilety do kina w sklepie odzieżowym?
Stary:
Nie chodzi o okazyjną cenę. Po prostu poczytałem nieco o tym filmie – zobaczyłem kto gra, co gra, u kogo gra i pomyślałem – może nie będzie tak tragicznie. I nie było, ale… „ale to już było”.
Krzychu:
Tylko w którym kościele?
Stary:
Nietrudno znaleźć, odnoszę wrażenie, że w temacie „buddy movie” mamy już prawdziwą Monachomachię w kinach. Chyba za dużo widziałem. Owszem, jest zabawnie, z taktem, z charakterem, z akcją. Schemat odegrany w bardzo dobrym stylu, ale niczego ponad podstawowy zestaw obiadowy, który już się przejadł.
Krzychu:
Zwroty akcji nie są już dla Ciebie wisienką na torcie?
Stary:
Dziś widza już trudniej zaskoczyć, gdy w każdym filmie zastanawia się kto oszukuje wszystkich realizując swój „Grand Plan” albo który z bohaterów umrze (można to poznać nie tylko po pojawieniu się koloru fioletowego). Spece z Hollywood umiejętnie wpisali kunszt co lepszych zagrywek z innych filmów w swoje tabelki, zmontowali pieczątkę i jadą z koksem. Wielka szkoda, bo rys fabularny „Agentów” wygląda bardzo obiecująco.
Krzychu:
Nawet Denzel Washington wyglądał na znudzonego przez cały film. Podkrążone oczy i dość niemrawy styl poruszania się – sam nie wiem czy to element budowania postaci czy może jednak niekoniecznie.
Stary:
Podobał mi się styl – dość prosty i bez większych fajerwerków (oprócz finału oczywiście), polegający głównie na grze aktorów, konflikcie i na bohaterach. I za sam fakt, że film potrafił przytrzymać mnie tymi ważniejszymi środkami wyrazu sprawia, że dodaję oczko do oceny końcowej. To przyjemny film, który uzmysłowił mi tylko, że gdzieś drzemie we mnie jeszcze tęsknota za „Zabójczą bronią” i pochodnymi. Czekam na kontynuację.
Krzychu:
A dla mnie średniak. Silenie się na budowanie wielce zagadkowej konstrukcji z w gruncie rzeczy prostej fabuły nie wyszło filmowi na dobre. Zbudowana intryga jest wyczuwalnie naciągana i kilka śmiesznych momentów tego nie zatuszuje.
Stary:
A postaci? Nie zaprzeczysz chyba – są wyraziste i nawet ciekawe.
Krzychu:
Zależy co kogo ciekawi. Ja wolę postaci głębsze psychologicznie, może z jakimś dylematem, może jakiś konflikt tragiczny. Tutaj mamy kolejną kombinację standardowych cech, żadnego back-story. Wszystko miało być zbudowane na kontaktach między dwoma głównymi bohaterami, którzy w odpowiednich momentach byli wyróżniani swoimi cechami. Szkoda, że poza tymi wybranymi momentami odnosiłem wrażenie, że można zamienić ich miejscami i nic złego by się nie stało. Zupełnie jakby Denzel przed sceną uzgodnił z Marky Markiem „To kto w tej scenie wybija szybę, Ty czy ja?”, po czym decyzję podejmowała moneta.
Stary: To ile? Krzychu: 5/10. Bez litości. Stary: A myślałem, że to ja jestem tym bardziej marudnym kinomaniakiem. Naucz się doceniać przyzwoite kino akcji, bo coraz rzadziej można je w kinie znaleźć. Dla mnie szósteczka. Krzychu: A ten plusik, który miałeś do oceny dodać? Stary: Już dodałem. Wyszło sześć. Krzychu: Wyszło na to, że się zgadzamy. Stary: Cyfrowo może masz rację, ale w moim analogowym świecie nic nie jest takie oczywiste. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz