26 stycznia 2010

Opowiadanie z profilu odc. 2

W ten deszczowy wieczór gdzieś nie tak znów głęboko w lesie z chatki stojącej tam od dawna rozlegały się donośne krzyki i wrzaski.
- To moje, oddawaj! - krzyknął krasnolud
- Nie ma mowy, nie pozwolę Ci spalić tych drogocennych zwojów. - odpowiedział człowiek.
- Przecież to tylko bezwartościowe kawałki papieru!
- Ale za to... - człowiek przyciszył głos i powiedział tajemniczym szeptem - ...bardzo cenne.
- Tak? - krasnolud także przyciszył głos do poziomu graniczącego z tajemniczym szeptem, choć więcej w tym szeptu było niż tajemniczości - A jak bardzo cenne?
-... Baaardzo...
- Jaką mają wartość?
- Intelektualną.
- Aha - powiedział krasnolud z szeptanym zrozumieniem. Odwrócił się i odszedł na krok. Nastała jedna z tych krępujących scen ciszy, w których nikt nie ma nic do powiedzenia a pomimo to chce za wszelką cenę odezwać się choćby najgłupszym słowem. I zazwyczaj tak to się właśnie kończy, najgłupsza możliwa rzecz z umysłu wychodzi otworem gębowym gdy rozsądek już nie daje rady jej powstrzymać. W tym przypadku tak się jednak nie stało.
- Oddawaj!
Krasnolud rzucił się ponownie na człowieka, który trzymał stertę zwojów magicznych. Wymykały mu się one nieco z rąk. Te, które nieposłusznie spadły, przytrzymywał nogami.
- Ale... ale...- rzucał niezgrabnie słowami człowiek - Magowie mogą sporo dać za te zwoje.
Krasnolud postanowił dogłębnie przemyśleć ten argument.
- Jak sporo? Ile to sporo?
- Ciężko powiedzieć, nie jestem magiem żeby móc to ocenić.
Krasnolud wyglądał na przekonanego.
- Mógłbyś schować swoją kiełbaskę - powiedział człowiek.
Krasnolud spojrzał się w dół, poprawił rozporek i zaczął mówić
- Przecież... - przerwał jednak, gdyż poczuł swąd spalenizny.





Publikuj    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz