22 marca 2014

Rewanż Godzilli (1969)


Rewanż Godzilli

(1969) reż. Ishirô Honda
„Rewanż Godzilli”, kolejny tytuł po którym obiecywałem sobie wiele. W końcu w ostatnich scenach „Zniszczyć wszystkie potwory” działo się wiele, cóż za jatka musi nas czekać tutaj? Och, „Rewanż” na pewno będzie rewanżował nam wszystkie niedociągnięcia i mielizny poprzednich filmów, jakże mogłoby być inaczej?

Żebym to ja wiedział jak bardzo się myliłem. Jest to pierwszy przypadek, w którym specjalnie wam zespoileruję film, żebyście nie mieli przypadkiem ochoty go obejrzeć. Główny zarzut wobec filmu to lenistwo realizatorskie. Seans trwa godzinę z niewielkim hakiem, z czego większość to materiał żywcem wzięty z poprzednich filmów z serii. Niewiele brakowało, by można nazwać ten film „kompilacja walk Godzilli z kilku ostatnich filmów”. Scenariusz miejscami jest mocno naciągany tylko po to, by móc wykorzystać kolejne zużyte i znajome sceny. I nie jakieś drobne fragmenty tu i ówdzie, ale całe długie sceny walk praktycznie bez zmian. Całość można skrócić do około 15 minut i oszczędzić widzowi oglądania po raz kolejny tego samego.

Może jestem trochę niesprawiedliwy, w końcu film ukazał się pod koniec lat 60, gdy głównym źródłem doświadczeń audiowizualnych było kino. Przegapiłeś poprzednie części w kinie? Nie będzie Ci łatwo nadrobić tę zaległość. Nie to, co dziś. Co nie zmienia faktu, że praktyka ta wymknęła się tu totalnie spod kontroli.

No dobra, a co ze scenami, które zerżnięte nie są? Pomysł na fabułę ma potencjał i jest nawet niezły, ale wykonanie woła miejscami o pomstę do nieba.

Głównym bohaterem, którego będziemy oglądać przez większość czasu jest Ishiro, dzieciak w wieku około 9 lat. Żyje on w industrialnym i brudnym świecie biedy i walki o przetrwanie. Jego rodzice zaharowani wiecznie w pracy, a mały Ishiro wiecznie wiedziony jest na pokuszenie przez bezwzględnych, małych kolegów. Sprzeciwia się im skutecznie, ale głównym jego sposobem na radzenie sobie z nimi jest ucieczka. Ucieka także od tej szarej rzeczywistości w świat snów i wyobrażeń. I tam właśnie znajduje się świat potworów – Godzilli i całej reszty. I te wyobrażenia, walka między potworami przełoży się na jego rzeczywisty świat i to tam nabierze odwagi i poczucia samodzielności. Nie wiadomo czy jego świat jest światem znanym z poprzednich filmów w serii czy jest on tylko dzieckiem o wybujałej wyobraźni, który widział to i owo w kinie. O ja, brzmi jak bardzo fajna odmiana i fabuła z potencjałem.

Gdy tylko dzieciak trafia do świata marzeń sennych, jesteśmy zanudzani jego bieganiem po krzakach i tym, jak ogląda kolejne sceny z recyclingu. A potem spotyka swojego odpowiednika, Minyę, czyli sławetnego szpetnego „syna Godzilli” i z nim rozmawia. Tak, Minya w tym filmie mówi i to ludzkim głosem, bez żadnych tłumaczeń. No cóż, można sobie na to pozwolić, w końcu to tylko jego świat wyobrażeń, prawda? Minya może być tak duży, jak tylko chce. Raz jest wielkości dziecka, później jest znacznie większy, ale jakoś nie może zmienić swojego rozmiaru, by być większym niż jego przeciwnik. No tak, ale to przecież nie o to chodzi. Sny i wyobrażenia nie muszą się trzymać logiki i sensu, prawda? W większości przypadków nie trzymają się ich wcale. Dlatego przymykam oko.

I ten dzieciak, który opiera się swoim rówieśnikom i czynnie odmawia uczestnictwa w ich „gangu” pod koniec filmu robi coś dziwnego i nie do końca zrozumiałego. Powala swojego „prześladowcę”, a potem… robi to, co tenże chciał od niego wcześniej. I na koniec to „prześladowca” goni za Ishiro i wszyscy jakoś się kumplują. Nie wiem sam co o tym myśleć. Z jednej strony to przecież rażąca niekonsekwencja i wywijanie morału do góry nogami. Z drugiej, jakież to prawdziwe i pasujące do tego świata.

Mamy też postać opiekuna – wynalazcy. Czuwa nad dzieciakiem pod nieobecność rodziców, sam zajmuje się konstrukcją zabawek dla dzieci i tworzy na przykład… „TV computer”. Co on robi? Przechowuje dane. I pokazuje je w formie filmu. Taka audiowizualna wikipedia. To słodki motyw i fajnie wpisuje się w klimat nieco „Falloutowy”.


Hola! Zauważyłem, że opisuję ten film, jakby był naprawdę dobry. A nie jest, miejcie to na uwadze. Świat w tle i motyw paraboli z potworami to jedyne pozytywy tego filmu. Pojawiają się też dość karykaturalni złoczyńcy – złodzieje. Ganianie się złoczyńców z dzieciakiem to potworna dłużyzna bez jakichkolwiek emocji.

Godzilla pojawia się także w kilku „świeżych” scenach i za wroga ma potwora Gabarę, który jest odzwierciedleniem kolegi Ishiro, a także jednego ze złodziei. Potwór wygląda przekomicznie i zajmuje się głównie znęcaniem się nad Minyą. Kilka świeżych scen z potworami (nawet niezłych i zabawnych) nie ratuje jednak sytuacji. Grupa docelowa, czyli dzieci, jest tu tak wyraźnie zarysowana, że film staje się praktycznie nie do zniesienia dla każdego, kto jest nieco starszy i widział poprzednie filmy z serii.

Zasmuca mnie ta produkcja, bo widać niezwykły potencjał w tle. Potencjał tego niemal postapokaliptycznego, industrialnego świata i tej nieskomplikowanej, ale skutecznej paraboli o wyspie potworów. Potencjał zmarnowany po całości.

Ocena: 2/10

P.S. Ten „ptak z dupy” z „Ebirah – potwór w z głębin” otrzymał imię – Oowashi. Ciekawe jest też to, że w świecie wyobraźni dziecka ludzie atakują potwory na wyspie za każdym razem, gdy są w jej pobliżu. Świetnie, zaryzykujmy życie i drogie samoloty na atakowanie potworów, które na wyspie są uwięzione i nie stanowią już dla nas żadnego zagrożenia. I komu kibicuje dziecko? Godzilli. Cieszy się z brutalnej śmierci swoich krajan. Only in Japan?

2 komentarze:

  1. Powrót Godzilli :D

    Potencjał był, masz rację, ale chyba wyszło to twórcom przypadkiem i nie zdali sobie nawet sprawy, że można by to jakoś inaczej pociągnąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czułem że na końcu Rewanżu Godzilli miał być jakiś tam morał,lecz im nie wyszło😐

    OdpowiedzUsuń