24 marca 2014

Godzilla kontra Hedora (1971)


Godzilla kontra Hedora

(1971) reż. Yoshimitsu Banno
Zadziwiające, jak bardzo tytuły tych filmów wprowadzają w błąd. „Zniszczyć wszystkie potwory” brzmiało fantastycznie, a wyszło kiepsko (i coś mało tytułowych potworów). „Rewanż Godzilli” – cóż za tytuł! I jakaż okropna porażka! Do kolejnego filmu podszedłem z nastawieniem negatywnym, a tytuł „Godzilla kontra Hedora” nie obiecywał absolutnie niczego. A dostałem chyba najlepszy film od w tej serii od czasu pierwszej części.

Nie to, żeby to było jakieś wielkie osiągnięcie, bo seria ta z natury lata dość nisko nad ziemią, niemniej jednak póki co to jeden z ciekawszych filmów o Godzilli. I jeden z dziwniejszych.
Z jednej strony stara się utrzymać więź z ustanowioną już grupą docelową małych dzieci. Mamy dziecko – bohatera, który podpowiada ojcu – naukowcowi swoje pomysły. Dzieciak jest ciekawski, spostrzegawczy i nawet dobrze zagrany. Widać jego przywiązanie do Godzilli i nie jest ono tak potwornie (get it?) nakreślone, jak w poprzednim filmie u Ishiro.

Z drugiej strony film ten mocno odcina się od serii. Po bublu w postaci „Rewanżu Godzilli” zapewne chciano nieco odświeżyć wizerunek serii i nawet słusznie. Godzilla nie znajduje się już na wyspie potworów odgrodzona od ludzi i jest postacią jednoznacznie pozytywną (choć starsi ludzie nie byli co do tego w 100% przekonani). Niegdysiejszy słaby punkt potwora, czyli elektryczność, obecnie nie tylko nie jest słabym punktem, ale wręcz jest mu kompletnie obojętnym. Zdaje mi się, że Godzilla potrafi tu także wygenerować różne rodzaje swojego oddechu. Na pewno jeden z nich daje ładunek elektryczny, drugi zaś potrafi działać… niczym wydech rakietowy. Tak, tego jeszcze nie było, Godzilla w tym filmie lata. Naprawdę. Niesamowite. Powiem więcej, to jest tak idiotyczne, komiczne i pomysłowe, że aż fajne. Oprócz latania wykazuje się ogólnie znacznie większą inteligencją niż w poprzednich częściach. Pozostaje nie do końca wyjaśnionym co spowodowało jego odmianę i chęć obrony ludzkości przez zagrożeniami.


„Godzilla kontra Hedora” to jednak nie jest film tylko dla dzieci. Właściwie jest on bardziej dla młodzieży. Klimaty hippisowskie bardzo mocno udzieliły się tej produkcji. Z jednej strony mamy sceny bez znacznego uzasadnienia, w których widzimy tańce, hulańce i jakieś „odjazdy”. A nawet umalowaną tancerkę w jednoczęściowym stroju z namalowaną muszelką na cipie. Film przeplatany jest dziwnymi, nieco narkotycznymi animacjami. Z jednej strony to klimat, który do mnie nie do końca przemawia, z drugiej – oglądało się naprawdę nieźle i z zaciekawieniem. Tak, muszę przyznać, że Godzilli w klimacie hippisowskim się nie spodziewałem.


Jest i przekaz – sprzeciw wobec zaśmiecania planety. Podobno wbijany do głowy młotkiem, osobiście tego jednak nie odczułem. Może dlatego, że nie rozumiałem tekstów piosenek.
Ach tak, no przecież, nie wspomniałem o tym - mamy główną piosenkę, a wstępniak przypomina mi serię o Jamesie Bondzie. Kobieta śpiewa i wije się, w tle jakaś pseudoanimacja o silnych kolorach i napisy. Od samego początku wiemy, że to nie będzie zwyczajny film o Godzilli.


Całość charakteryzuje się mocnym, mrocznym klimatem. Kolory są albo przesadzone w „tripach” albo ciemne, szarobure i mulaste. Wszystko uwalane jest szlamem przez potwora (prawdopodobnie przybyłego z kosmosu), który żywi się nieczystościami. Pierwsze co pomyślałem o Hedorze – świetnie, toć wchłaniając nasze brudy oczyści środowisko, cóż za pożyteczne zwierzę. I nawet byłem zaskoczony, że scenarzyści także i o tym pomyśleli, bo moje spostrzeżenie powtarza jedna z postaci. Okazuje się jednak, że potwór w dalszych swoich etapach będzie bardziej śmiercionośny. Efekty jego „trawienia” to trujące gazy.


To także zdecydowanie najbardziej brutalny film z serii od czasu pierwszej części. Możemy zobaczyć kotka uwięzionego w szlamie, ludzkie szczątki na środku miasta widziane przez dziecko, ludzi utopionych w tymże szlamie potwora i wiele innych. Efekt pierwszego starcia Godzilli z Hedorą widzimy także z perspektywy wiadomości telewizyjnych, które podają liczbę ofiar, rannych oraz spowodowane zniszczenia. Do tej pory walki potworów były raczej bezmózgimi naparzankami, nikt się ofiarami ludzkimi nie przejmował zanadto, liczyły się potwory i rozwałka otoczenia. Nie tym razem. Dużą wartość stanowią dla mnie także sceny, w których obserwujemy pojawianie się i walkę potworów z perspektywy zwykłych ludzi i przez pryzmat ich codzienności, co dodaje wiarygodności i smaczku.

Walka między potworami trwa długo i jest nawet ciekawa, potrafi przytrzymać w napięciu. Przyłapałem się na tym, że mówiłem do siebie w głowie „no dawaj, jeszcze kawałeczek” albo „szybciej, szybciej”. I ludzie także mają tu coś do powiedzenia, nie są tylko bezbronnymi ofiarami. Sam zastanawiałem się, jak chcą pokonać potwora, który ma właściwość podobną do T1000 z „Terminatora 2” (właściwie to chronologia jest odwrotna, więc i porównanie powinno być).

Troszkę za dużo czasu i uwagi poświęca się tu na te hippisowskie wstawki. Można się czepiać, że jest to „zbyt dziwna” część cyklu. Dla mnie to nie zarzut, a w przypadku tej serii to niezbędne orzeźwienie i powrót na właściwe tory.

Ocena: 6/10

4 komentarze:

  1. Przydałby się Cartman, on potrafi zrobić porządek z hipisami :D

    A film dziwny, nadal trudno mi się do niego ustosunkować, z jednej strony durnawy i przeznaczony dla dzieci, a z drugiej mroczny i straszny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie "Godzilla vs. Hedorah" to najlepsze film z serii obok pierwowzoru z 1954r. Głównie kocham go za klimat, budowany mroczną atmosferą, surrealistycznymi scenami i dziwnymi wstawkami. No i jeszcze sam Hedorah - jeden z moich ulubionych potworów z całej serii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyt poschizowany, ale Hedorę należy cenić, bo to debiut Satmusy (). Ale schiza zbytnia momentami.

      Usuń
  3. Godzilla kontra Hedora jest świetny

    OdpowiedzUsuń