29 marca 2014

Godzilla kontra Gigan (1972)


Godzilla kontra Gigan

(1972) reż. Jun Fukuda
Po całkiem niezłym „Godzilla kontra Hedora” można się było spodziewać albo utrzymania dobrej passy albo znacznego spadku formy. Zgadnijcie, które się sprawdziło.

Właściwie odnoszę wrażenie, że niewiele nowatorskiego można o tym filmie powiedzieć. Znowu to samo – kosmici kontrolują potwory, te niszczą Tokio, przybywa Godzilla i spuszcza wszystkim manto.

Pierwsza rzecz, która zdziwiła mnie dopiero tutaj, to towarzysz Godzilli, Anguiras (czy też „Angilas”, ciężko stwierdzić, różnie tłumaczą). Co z nim? No właśnie, on żyje. A został przecież zagryziony w „Godzilla kontratakuje”. Tak, wiem, że wrócił jeszcze w „Zniszczyć wszystkie potwory”, ale tam w natłoku potworów jakoś mi to umknęło. Druga rzecz to powrót Ghidory. Ten też już nie żyje. Mało tego, Godzilla i Angilas zamieszkujący wyspę potworów mogą ją opuszczać kiedy chcą. Jak to wytłumaczyć? Wygląda na to, że akcja ma miejsce przed wydarzeniami ze „Zniszczyć wszystkie potwory”, Ghidora jeszcze żyje (a i pod koniec walk nie ginie), a wyspa potworów mogła jeszcze nie być tak chroniona. Ale jak wytłumaczyć to, że Angilas żyje? Może „Godzilla kontratakuje” miała miejsce w jeszcze dalszej przyszłości? I dlaczego Godzilla z Angilasem się kumplują? Nie, jednak coś mi tu nie gra.

Całość wraca w znacznym stopniu do formuły dla dzieci. Widoczna jest spora fascynacja komiksem. Główny bohater projektuje i rysuje swoje wersje potwora do parku rozrywki. Wymyślił potwora, który będzie stworzony z najstraszniejszej dla dzieciaków rzeczy w całym wszechświecie. Potwora powstałego z prac domowych. Naprawdę już powoli ciężko mi odróżnić co jest wątkiem komicznym z premedytacją, a co wyszło niechcący. Żeby było śmieszniej, Godzilla z Angilasem rozmawia. Ich rozmowy brzmią jak zdarta płyta gramofonowa i towarzyszą im komiksowe dymki. Hah, a w amerykańskiej wersji dymki zastąpiono dubbingiem. Uśmiechnąłem się, nie powiem, ale i trzymałem się za czoło – a nuż miałem gorączkę i to, co widzę może być tylko moim majakiem.

Nie jest. Pisałem, że kosmici kontrolują potwory, prawda? Troszkę uprościłem sprawę, co byście od samego początku nie trzaskali się po czole, jak i ja się trzaskałem w trakcie seansu. Otóż są to kosmiczne karaluchy w ludzkich powłokach. I kontrolują potwory na ogromne, kosmiczne odległości przy pomocy odtwarzanych kaset magnetofonowych. Taka kaseta odtworzona gdziekolwiek przywołuje potwora i przy okazji kosmiczne karaluchy wykrywają fakt ich odtworzenia na dowolną odległość. No i strzelają z suszarek. Ach, jak poznać takiego kosmokaralucha w ludzkiej skórze? Po cieniu. Rzucają karaluszy cień. Pewno jeszcze chcielibyście wiedzieć jak takich pokonać? Otóż bierzesz kilka beczek ładunków wybuchowych, stawiasz je za dużym komiksowym rysunkiem głównych bohaterów. Gdy kosmokaraluchy otwierają drzwi, widzą rysunek, myślą, że to wróg, strzelają i wysadzają wszystko w powietrze. Tak, wiem że można samemu wysadzić te ładunki, ale jeśli można użyć umiejętności rysowania komiksów przeciwko kosmitom, to dlaczego nie?

Ciekawe jest poczucie prędkości w tym filmie. Gdy ludzie muszą gdzieś się szybko przemieścić samochodem, mówią „To jakieś 40 km, będziemy tam za godzinę”, po czym widzimy samochód jadący drogą, bez korków, poza miastem. Naprawdę, jeżdżą tam po terenie niezabudowanym z prędkością 40 km/h i to jest ich pośpiech? Z kolei Ghidora i Gigan pędzą z prędkością 4 machów. Mogą rozwijać takie prędkości, ale gdy są na Ziemi, to już idzie im to ślamazarnie. Za to mistrzami ślamazarności są Godzilla z Angilasem, którzy płyną na pomoc i płyną i dopłynąć nie mogą. Może dlatego, że wodę tę bardziej gwałcą niż się w niej poruszają. Taki dziwny styl pływacki.

Jest jedna ciekawa nowość, tytułowy potwór – Gigan. Jest on zaprojektowany… hmm, dziwnie. Zamiast rąk ma jakieś haki, na brzuchu piła elektryczna, a twarz przypomina bardziej La Forge’a ze Star Treka. Przecina brzuchem, rozwala hakami i sieje ogólne zniszczenie. Zaraz, La Forge chyba tego nie robił, prawda?

Potwory niszczące Tokio prezentują się w większości nieźle. Razi czasem jakieś ujęcie z lalkami w sklepie (to miało wyglądać jak ludzie?) albo Ghidora, która podczas lotu potrafi się w ogóle nie ruszać. Godzilla wciąż w tym samym, zużytym kostiumie, co niestety jest czasem widoczne. Montaż też pozostawia nieco do życzenia. Widzimy Godzillę idącą w kierunku kamery i nagle jest w uścisku z Ghidorą, padają i okładają się. Zamiast przeplatać wątek kosmitów walczących z ludźmi i walki potworów – oglądamy najpierw jedno, potem drugie.

Ciekawie rozwija się walka – Godzilla z Angilasem w jednej scenie nawet walczą jak w prawdziwym tag teamie. Szkoda tylko, że przez większość czasu Angilas jest tylko mało pomocnym leszczem. Za to Godzilla, jak się okazuje, zna tajniki boksu. No i co to by była za Godzilla, która by choć raz kamykami w zbijaka nie zagrała z przeciwnikiem?

Pomyślałbym, że to film bardziej dla dzieci. Te komiksy, to masowe jedzenie owoców i warzyw, cała otoczka i ogólny poziom. Z drugiej strony bohaterowie palą papierosy bez większych ceregieli (to jeszcze czasy, gdy papierosy nie szkodziły zdrowiu? ;), a podczas walk stworów leje się krew. W sumie chyba po raz pierwszy, we wcześniejszych filmach krew lała się tylko z ludzi.

A co ludzie mają do powiedzenia w walce z potworami? Daliby sobie już spokój, prawda? Jakoś atakowanie w sposób konwencjonalny, czyli czołgami i samolotami nigdy jeszcze im nic nie dało. Elektryczność, fortele, tajne bronie, owszem, ale zwykłe ataki nigdy. A jednak dowódca wiedząc, że jego wojsko może coś sensownego zdziałać na innym polu, atakując kosmitów kontrolujących potwory, decyduje się zostawić wojsko na obecnym froncie. No tak, po co wysyłać żołnierzy, czołgi i helikoptery na kosmitów, skoro można wysłać sympatycznego grubaska, kobietę i nerda rysującego komiksy. I tak, w tej konfiguracji najdzielniejsza okazuje się kobieta, która kilkoma niepozornymi ciosami „z karata” potrafi załatwić w kilka sekund dwóch uzbrojonych facetów.

„Godzilla kontra Gigan” to wszystko to, co już wielokrotnie było w serii. Nawet szereg scen żywcem ściągnięto z poprzednich filmów zmieniając tylko kolorystykę zdjęć. Muzyka ta sama, motyw ludzki po raz kolejny ten sam, tylko tym razem do reszty zdurniały. Film ratują sceny walk i humor, który pozwala się rozluźnić i czerpać przyjemność z rodzaju „tak złe, że aż dobre”. Szkoda tylko, że po tak fajnym powrocie w poprzednim filmie, tu otrzymujemy odgrzanego kotleta, który już chyba pleśnią podchodzi.

Ocena: 3/10

5 komentarzy:

  1. Wychodzi na to, że udał się jedynie polski plakat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, "Zniszczyć wszystkie potwory" rozgrywało się w roku 1999, podczas gdy akcja pozostałych filmów toczy się w latach, w których powstały. "Kontratak" który wspominasz to historia, która nastąpiła rok po zabiciu pierwszego Godzilli, co jest w filmie zaznaczone ;) Tu nie ma co się doszukiwać logiki, no chyba, że tyle o ile.
    A Ghidorah chyba nigdy tak na pewno nie zginął. O ile dobrze pamiętam, on zawsze gdzieś uciekał, albo wpadał do wody, więc jego tajemniczy powrót mnie akurat nie zdziwił.

    Taaa... te taśmy na szpuli to była żenada jak na technologie kosmitów. Już w którymś z wcześniejszych filmów, kosmici dysponowali bardziej futurystycznymi nośnikami.

    W ogóle film jest żenada, różniąc się od starszym jedynie większym poziomem absurdu i niedbałości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz jest po oglądnięciu filmu z kasety VHS po 30 latach po premierze czy to wrażenia po wizycie w kinie w latach 70-tych? Ja jestem już po 40-tce, ale do tego filmu podchodzę tak jak go zapamiętałem z kina... Wielki sentyment. Czy recezent te wszystkie detale, które tak z wyczuciem opisuje pamięta oglądając ten film w kinie w wieku 6 lat? Nie sądzę. Więc po co to? ... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po odpowiedź zapraszam do wstępu recenzji pierwszego "Godzilli" z 1954.
      Nie uważam, żeby sentyment był wymogiem przy oglądaniu i recenzowaniu starych filmów. Idąc tym tropem nie mógłbym obejrzeć i podzielić się wrażeniami z żadnego filmu np. z lat trzydziestych.
      Nie cofnę się w czasie, ale mogę sprawdzić jak ten film ogląda się tu i teraz. I myślę, że to też ciekawa perspektywa - zobaczyć czy film bez sentymentów i oglądany przez widza dorosłego ma szanse się spodobać.

      Usuń
  4. Czemu dałeś polski plakat?! Przecież ten plakat jest okropny

    OdpowiedzUsuń