23 kwietnia 2015

Chłopak z sąsiedztwa (2015)


Chłopak z sąsiedztwa

(2015) reż. Rob Cohen
Są takie filmy, które powinno się ludziom „spoilować”, są przypadki, w których to przysługa dla widza. Ten film jest jednym z nich. A ten tekst to ostrzeżenie.

Miałem dużą ochotę pójść na coś do kina – film nie grał roli, byleby nie iść na niego samemu. Sam to sobie mogę w domu obejrzeć. Potem wymienić poglądy z botem googla i botem binga, publikując tekst na blogu i pójść spać. W końcu udało mi się namówić moją dziewczynę. Mam niejasne podejrzenie, że mogła zareagować na moją desperacką ideę zapłacenia prostytutce za 1,5 godziny filmu i max 30 minut dyskusji. Za taki seans pewno policzyłaby sobie coś ekstra za trudne warunki pracy.

Jedna para po blisko 30 minutach już wiedziała, że lepiej nie będzie, wyszli z kina. Ciekawe, czy dostali zwrot za bilety. Ciekawe, czy ze zgorszenia nie spotkał ich inny zwrot. Na pewno ciekawsze to od filmu.

No dobra, popastwiłem się, czas odpowiedzieć na pytanie „dlaczego”? O – to dobre pytanie do autorów tego „dzieła” – dlaczego skazaliście nas na coś takiego?

Historia jest odkalkowana do tego stopnia, że łatwo być przekonanym, że już się ten film widziało, tylko w lepszej wersji. Absolutnie żadnych odstępstw od normy – może poza dodaniem paru głupot tu i ówdzie, żeby nie było za mądrze.

Nie robię tego zwykle, ale ciężko jest pisać ogólnikami – zatem oprę się na własnym opisie fabuły. Khm khm.

Jenny from the block rozstała się mężem, bo ten ją zdradzał w delegacji. Tzn. wygoniła go z domu, nie rozwiodła się. Synalek ma do ojca pretensje o to, że został wyrzucony na 9 miesięcy i że nie było go tak długo w jego życiu. A w tym czasie wydarzyło się przecież tak dużo! Wszystko się wydarzyło! Ale, ale – synalek przecież „nie był sobą”, działał pod wpływem innej osoby.

Tą inną osobą jest Noe, tytułowy „Chłopak z sąsiedztwa”. Ideał męskości – duże mięśnie, zna się na samochodach, cytuje klasyków. W Ameryce na filologii klasycznej w 4 klasie liceum omawia się „Iliadę” Homera, bo przecież to tak mało znana i elitarna literatura. Ojciec i syn nie wiedzą o niej nic, uczniowie też, a Noe zna na pamięć, uwielbia, rzuca cytatami i w prezencie kupuje Jenny „pierwsze wydanie”. Tak, pierwsze wydanie „Iliady” Homera. Nie, bez dalszych konkretów. Noe – chodzący ideał, zabierze całą tę rodzinkę na swoją Arkę i popłynie ku zbawieniu.

Jenny jest nim wyraźnie zainteresowana. On nią też. Zatem dobiera się do niej. Ta mówi „nie”, a myśli „tak”. A rano panikuje i ucieka. Nie rozumiem kobiet, także ciężko mi zrozumieć, a tym bardziej ocenić jej zachowanie. W każdym razie Jenny nieładnie postąpiła, wodząc Noego za nos, by potem go odrzucać – każdy by się wkurzył. A tym bardziej socjopata.

A potem mamy serię typowych akcji – coś złego się dzieje, ale Jenny nikomu niczego nie powie, bo się boi i nie chce się przyznać. Jej bierne podejście do sprawy potrafi skutecznie irytować. Jej zachowanie jest podporządkowane głównie kolejnym punktom fabularnym, a nie charakterystyce postaci ani tym bardziej logice.

Zakończenie jest dokładnie takie, jakiego się spodziewacie. Bez odstępstw.

Często z zażenowania zasłaniałem oczy. Film nie jest nawet „tylko” nudny, on uraża i poraża widza. Wyciągnąłem z niego odrobinę zabawy dla siebie, nie ukrywam. Jennifer Lopez, choć już swoje lata ma, nadal wygląda dobrze i sceny seksu i te pokazujące jej krągłości robią wrażenie. Poza tym w towarzystwie można obejrzeć, ale tylko z nastawieniem na piwo i na wyśmiewanie się z wydarzeń na ekranie. Jeśli jakimś przypadkiem traficie w kinie na to cudo, nie wahajcie się komentować głośno i śmiać się ile wlezie – przynajmniej wy dostarczycie innym widzom choć odrobinę rozrywki.

Kobieta siedząca nade mną nawet, gdzieś tak po połowie filmu, odebrała telefon. I nie mam jej za złe – na tym etapie już wszyscy na widowni wiedzieli, że to kiszka. Z pieprzem. Spieprzam. Z kina.

Ocena: 2/10

1 komentarz: