Gladiator (2000) - ocena 6/10
reżyseria: Ridley Scott
To nawet nie kwestia wygórowanych oczekiwań, jakie miałem pamiętając cały szum medialny i zalew nagród, jakie ten film zdobył. Historia jest napisana sprawnie, odegrana na naprawdę wysokim poziomie, a oglądając ten film dwie i pół godziny zleciało nie wiadomo kiedy. Jednak samą przyjemność z oglądania mocno zepsuło kilka elementów. Przede wszystkim patos - okropny, powtarzający się do zrzygania patos podany w stylu amerykańskim. Patos jeszcze bym zniósł tak, jak zniosłem go w "Liście Schindlera" gdyby opowiadana historia była wiarygodna. Niestety nie jest. Walki pokazane są w sposób rwany i chaotyczny. Przeciwko chaosowi na polu bitwy nic nie mam, ale przeciwko chaosowi na planie filmowym już tak. Montażysta musiał się najwidoczniej sporo napocić by ukryć niewiarygodnie wyglądające potyczki lub tygrysa-maskotkę. Podsumowując - jest to film jednak powyżej średniej, ciekawe kino rozrywkowe i hit sezonu, ale na pewno nie hit wszechczasów czy wielkie dzieło. Widziałem lepsze filmy Ridleya Scotta.
Dziennik cwaniaczka (2010) - ocena 6/10
reżyseria: Thor Freudenthal
Film przyjemny, choć żarty podkreślające zażenowanie głównego bohatera lub robiące z niego pośmiewisko w jakimkolwiek stopniu nigdy mnie nie bawiły, a wręcz uważałem je za irytujące. Mimo to tutaj są one jeszcze do przełknięcia. Udaje się uniknąć pewnych schematów. Spodobała mi się również formuła wstawek rysowanych. W wolnej chwili można obejrzeć z uśmiechem na ustach.
Dziennik cwaniaczka 2 (2011) - ocena 6/10
reżyseria: David Bowers
Szybko nakręcili drugą część, prawda? I bardzo dobrze, niech kręcą póki im się dzieciaki nie zestarzały. Fabularnie jest lepiej niż w jedynce, jednak niektóre żarty i sytuacje wydają się mniej wiarygodne i bardziej irytujące niż w poprzedniej części. Jeżeli przy filmach pokroju "American Pie" zaśmiewacie się do łez albo po prostu nie irytuje was stawianie bohatera w żenujących i ośmieszających go sytuacjach, to pewno i tu wam to nie przeszkodzi. Wówczas możecie do oceny dodać jedno oczko i uznać dwójkę ze lepszą od jedynki. Formuła się sprawdza i z przyjemnością obejrzę trzecią część, gdy ta powstanie.
Dziewczyna z sąsiedztwa (2007) - ocena 4/10
reżyseria: Gregory Wilson
Gwoli ścisłości - chodzi o dramat z 2007 roku, a nie o komedię romantyczną z 2004 o tym samym tytule. Historia oparta rzekomo na prawdziwych wydarzeniach, w rzeczywistości jedynie inspirowana tymi wydarzeniami. I tam, gdzie inspiracja jest prawdziwa, tam film jakoś się broni. Z kolei tam, gdzie autorzy wprowadzają swoje zmiany i poprawki - robi się z tego bujda na resorach. Główny bohater i dziewczyna z sąsiedztwa są wybielani do tego stopnia, że traci to na wiarygodności. Wkradający się patos i umoralnianie w amerykańskim stylu również mocno psuje jego wydźwięk. Pod koniec filmu miałem już dość papierowych postaci. Film próbował może zaszokować, może pociągnąć się na znanej z pierwszych stron gazet historii. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że robi to od linijki z napisem "made in USA" z dopiskiem drobnym drukiem "class B". Jeżeli chcecie obejrzeć coś w tym klimacie, coś sensownego i dobrze skrojonego, gorąco polecam grecki "Kieł", a "Dziewczynę z sąsiedztwa" można sobie darować.
La Strada (1954) - ocena 7/10
reżyseria: Federico Fellini
Podobno uznany za największe dzieło Felliniego, zatem wstyd się przyznać, że dopiero teraz się za nie zabrałem. Film, muszę to przyznać, ma swój urok. Postaci Gelsominy i Zampano na długo pozostają w pamięci. Wprawdzie nie ujął mnie niczym konkretnym, nie ma tu fajerwerków ani wielkiej głębi czy poezji kina. I nie mogę niestety nazwać tego filmu arcydziełem - po prostu nie jest AŻ TAK ciekawy i ujmujący. Co interesujące, przeszukując tytuł filmu lub imię Gelsominy w Internecie można trafić na organizacje przeciwko przemocy wobec kobiet. What? To nie jest film o przemocy wobec kobiet! To film o miłości i braku umiejętności wyrażenia jej, a może i uzmysłowienia sobie jej. To też film o samotności we dwoje. Czuć tutaj również echo "Lorda Jima", co jasno sugeruje wspomnienie postaci Rosy. Za dużo już napisałem. Obejrzyjcie ten film.
Kod nieśmiertelności (2011) - ocena 5/10
reżyseria: Duncan Jones
Zaczyna się intrygująco, a kończy jak zwykle. Historia i emocje odczuwane podczas seansu może i byłyby prawdziwe, gdyby nie fabuła, która próbując wytłumaczyć samą siebie traci na wiarygodności. W tym momencie przestałem godzić się na umowności, które np. w takim "Wanted - Ścigani" łyknąłem bez popitki i po prostu wydałemz siebie jakże znaczący odgłos - "Pfffff!" (uważając tylko, by nie opluć telewizora). Nie wierzę w takie cuda wianki, zakończenie (a przez to i cała opowieść) jest naciągane do bólu. Aż 5, bo jednak ma dobry początek, dobrze poprowadzoną akcję i jeżeli ktoś mimo wszystko uwierzy, to będzie to dlań przyzwoite i poprawnie wykonane kino akcji. Nic więcej.
Ciacho (2010) - ocena 2/10
reżyseria: Patryk Vega
Zacytuję tutaj Artura Pietrasa, który w swoim programie "Kinomaniak" bardzo ładnie to kiedyś ujął:
"Gdy idę na kolejną polską komedię romantyczną, to czuję się, jakbym szedł do dentysty. Wiem, co mnie czeka, wiem że będzie bolało i wiem, że będę musiał za to zapłacić"
Fabuła wymyślona jest tylko po to, aby można było w prosty sposób dokleić do niej żarty ściągnięte z Internetu (było!) i agresywny product placement. Pamiętam, jak słyszałem pewną dziewczynę pracującą z agencji reklamowej, która twierdziła, że nawet nie zdajemy sobie sprawy ile reklam jest dokładanych i gdzie i że dlatego to działa. Tutaj, gdy żona dzwoni do męża w środku akcji TYLKO PO TO, by podać mu listę zakupów podkreślając zakup soku Marwit, to JAK widz ma się nie zorientować, że to agresywna reklama rzucana mu prosto w twarz? Płacisz za bilet, a i tak musisz oglądać reklamy przed seansem i w jego trakcie. Może przestanie mnie to irytować, gdy bilety do kina będą darmowe.
A teraz coś dla mnie niepojętego i niewiarygodnego. Naprawdę spotkałem osobę, której się ten film spodobał. Mało tego - wiem, że istnieją osoby, które całe kwestie z tego filmu potrafią zacytować. Obudźcie się, czasy cytowania grepsów z "Chłopaki nie płaczą" minęły bezpowrotnie. Ostatnią naprawdę dobrą polską komedią był "Testosteron".
I skąd tytuł tego filmu? Ja stawiam na to, że to po prostu chwytliwy tekst i nic więcej. Bo w fabule ani w tekście sensownego wyjaśnienia nie ma żadnego.
Dlaczego aż 2/10? Bo postać Karolka grana przez Pawła Małaszyńskiego miała w sobie odrobinę uroku. Jak ktoś nie ma dostępu do Internetu, a ten tekst czyta koledze przez ramię, to może dodać do oceny jedno oczko, bo pewno nie słyszał niektórych zaserwowanych w tym filmie doklejonych do fabuły dowcipów. Doklej to jedno oczko człowieku i poproś kolegę, żeby Ci włączył basha. Częściej się będziesz uśmiechał i nie stracisz aż tyle czasu.
Szybko i wściekle (2009) - ocena 4/10
reżyseria: Justin Lin
Miało być łubudubu, dużo fajnej akcji, bryki i fajne laski. I jest, ale jednak jakiś piach w zębach chrzęści. Sceny akcji są ostro cięte, czasami nie wiadomo co się dokładnie dzieje. Motyw z jaskinią jednak zbyt naciągany, nawet jak na tę formułę filmu. Gdyby wszystko zagrało, jak trzeba, to mogło być nawet 6/10. A tak, jednak poniżej średniej.
Wrogowie publiczni (2009) - ocena 5/10
reżyseria: Michael Mann
Miało być dobre kino akcji, liczyłem na coś na miarę "Gorączki". Nie udało się - napięcie między bohaterami tak naprawdę się nie pojawia, a Depp z Bale'em jednak nie dają rady tak, jak zrobili to Al Pacino z Robertem de Niro. Ale nie winiłbym tu aktorów, a scenariusz. To, co w tym filmie najciekawsze, to zakończenie. Częściowo zmyślone, ale robiące wrażenie i częściowo na faktach. Na faktach, które w tymże zakończeniu zostały rewelacyjnie wykorzystane i wplecione w fabułę filmu. Ogląda się to bez emocji i zapewne gdyby nie finał, to wyszłoby poniżej średniej. A tak - przeciętniak. Obejrzeć, zapomnieć.